Maroon66

napisał(a) o Spring Breakers

Rzadko się udzielam, ale czuję, że w tym wypadku powinnam. Harmony Korine zrobił bowiem niesamowity film - z pozoru kolorowy, jak teledysk, ze ślicznymi dziewczynami, które chodzą półnagie i chcą tylko świetnie się bawić - sporo osób czyta ten film tylko w ten sposób, a to krzywdzące. Moim zdaniem "Spring Breakers" do lustro dla dzisiejszych amerykańskich nastolatków, wychowanych w hedonizmie i dostatku. Otoczka niby z wideoklipów, świetna muzyka Cliffa Martineza i Skrillexa tworzy klimat nie do opowiedzenia - podniecający i przerażający, czasami zabawny, innym razem przygnębiający . Trudno opisać wszystkie smaczki, trzeba poczuć. Zdecydowanie polecam wycieczkę do kina.

Jestem tutaj ponieważ zastanawiam się czy iść na ten film do kina czy sobie odpuścić. Ale moje obawy tylko się zwiększyły. Zwiastun na prawdę stylizowany na klipy czarnych raperów, w których o nic innego nie chodzi tylko o półnagie kobiety i wódkę z piwem. I chociaż nie widziałem tego filmu to intuicja mi podpowiada, że nie tędy droga. Film jest grany w multipleksach - świątyniach hedonizmu, co dowodzi, że kultura zabawy wsysa takie teksty do własnej narracji. Tak też było w latach 60. kiedy Godard chciał przeciwstawić się kulturze konsumpcji, ale z jej perspektywy jego pomysły stawały się inspiracjami do tworzenia reklam telewizyjnych. Raczej chciałbym zobaczyć obraz hedonizmu widziany oczami filozofa, w stylistyce dekonstrukcji mitu. Chciałbym żeby ktoś pokazał miejsca w których balon jest dziurawy.

Harmony Korine to nie filozof, a idąc dalej Twoją metaforą, to w tych świątyniach hedonizmu może być on raczej kapłanem popkultury niż egzorcystą odprawiającym nad nią swoje modły. Ten film jest pastiszem, bo on tę popsztukę szanuje, rozumie i świetnie się nią bawi, kpi natomiast z tych, dla których jest ona jedynym bóstwem.